Aleksander Wielopolski - naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego, organizator tak zwanej "branki"

Opracowanie: Michał Staniszewski

Arystokratyczne pochodzenie

Urodzony w Sędziejowicach 13 marca 1803 roku Aleksander Ignacy Jan-Kanty Wielopolski herbu Starykoń pochodził z arystokratycznej rodziny magnackiej. Jego ojcem był Józef Stanisław Wielopolski (1773–1815), a matką Leona Eleonora Dembińska (1781–1824). Na mocy wyroku Trybunału Koronnego Wielopolscy w 1729 stali się właścicielami Ordynacji Myszkowskich (Pińczowskiej) po bezpotomnej śmierci ostatniego z Gonzagów-Myszkowskich – Józefa Władysława – w 1727 roku. Wówczas to Franciszek Wielopolski przyjął nazwisko Wielopolski Gonzaga-Myszkowski wraz z dziedzicznym tytułem margrabiego jako VIII ordynat.

 

Edukacja i początki kariery politycznej

Wielopolski miał zapewniony znakomity start, jeśli chodzi o ewentualną karierę. W wieku 10 lat rozpoczął edukację w wiedeńskim Theresianum, elitarnej szkole z internatem dla szlachty. Następnie kontynuował naukę w słynnym Liceum Warszawskim (1817–1820) kierowanym przez samego Samuela Bogumiła Lindego. W 1820 podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, jednak po dwóch latach zrezygnował z tego kierunku i obrał inną drogę, wyjeżdżając z Królestwa Polskiego. Musiał być jednak zdolnym studentem, ponieważ otrzymał tytuł doktora filozofii i magistra sztuk wyzwolonych na uniwersytecie w Getyndze na podstawie rozprawy O idei Wieczności.

Pierwsze kroki na arenie politycznej stawiał w czasie powstania listopadowego jako poseł na Sejm oraz wysłannik dyplomatyczny Rządu Narodowego w Wielkiej Brytanii.

Po jego upadku przebywał na terenie Galicji, gdzie związał się z tamtejszym środowiskiem konserwatystów. Nie powinno to dziwić, albowiem Wielopolski, jako XIII ordynat pińczowski, miał wykrystalizowane poglądy polityczne. Jeszcze w czasie walk w 1831 roku publikował w czasopiśmie „Zjednoczenie” (a nawet był jego współwydawcą), na łamach którego piórem zwalczał powstańczą lewicę, stojąc na straży koncepcji szlacheckiej monarchii konstytucyjnej (z pewnymi koncesjami dla mieszczaństwa). Podobne stanowisko zajmował w artykułach „Kwartalnika Naukowego”, wydawanego w latach 1835–1836 przez Antoniego Zygmunta Helcela. Choć sam periodyk był ukierunkowany na rozwój polskiej humanistyki i przedstawianie polskiemu (a w zasadzie krakowskiemu) środowisku naukowemu osiągnięć badaczy europejskich, to Wielopolski i Helcel skupili się na swoich ideach społecznych i politycznych.

 

Życie prywatne

Niewiele lepiej wiodło się Wielopolskiemu na niwie prywatnej. Słynna Ordynacja Pińczowska, składająca się w swoim szczycie z 12 tak zwanych kluczy, stopniała po 1813 roku do zaledwie trzech (ale bez swojej „stolicy”, czyli Pińczowa, którą przeniesiono do Chrobrza). Jeszcze w 1813 roku Józef Wielopolski musiał sprzedać aż sześć kluczy, aby móc odzyskać płynność finansową. Wielopolski próbował odbudować „rodowe” dobra. Co ciekawe, procesował się o nie ze stroną rządową, ponieważ ich dotychczasowego właściciela Jana Olrycha (od klucza Szaniec przyjął nazwisko Szaniecki) za udział w powstaniu listopadowym władze carskie ukarały konfiskatą majątku. Nie trzeba oczywiście dodawać, że w starciu z carską władzą Wielopolski przegrał.

Dość traumatycznym przeżyciem dla Wielopolskiego musiały być tragiczne wydarzenia roku 1846, czyli słynna rabacja galicyjska. Kiedy grupa młodych spiskowców pod przewodnictwem Edwarda Dembowskiego (1822–1846) postanowiła w Wolnym Mieście Krakowie (przedziwny twór, który powstał na mocy decyzji kongresu wiedeńskiego w 1815 roku, będący pod protektoratem trzech mocarstw zaborczych) rozpocząć powstanie narodowe, mające się rozprzestrzenić na pozostałe zabory, kluczem do sukcesu było pozyskanie mas chłopskich. Austriacy jednak wykorzystali niechęć włościan do szlacheckiego „dworu”, wywołując kontrpowstanie chłopskie, pacyfikujące wszelkie próby wsparcia krakowskich insurgentów. Po kilku dniach ta w gruncie rzeczy zadyma upadła i Kraków wcielono do zaboru austriackiego. Po tych wydarzeniach Wielopolski opublikował słynny Lettre d’un gentilhomme polonais sur les massacres de Galicie adressée au Prince de Metternich (List szlachcica polskiego do księcia Metternicha). Obwiniał w nim rząd habsburski (którym kierował wówczas od lat książę Klemens Metternich) o rzeź, ale nawet nie tyle o sprawstwo kierownicze, co o skłócenie herbowych z nieherbowymi przy pomocy działań administracyjnych. Argument „Wydarliście nam serca włościan naszych!” można jednak uznać za cokolwiek zabawny, bo polska szlachta raczej nie sprawiała wrażenia starającej się o względy poddanych, nic nie wskazuje, żeby też tak masowo je posiadała. Zarażony duchem panslawizmu (wziął nawet udział w kongresie panslawistycznym w Pradze w 1848 roku), Wielopolski dokonał również reorientacji – postanowił związać losy narodu polskiego z carską Rosją. Jego prorosyjskie wywody w 1847 roku spotkały się z krytyczną reakcją w postaci broszury Franciszka Morawskiego (były oficer napoleoński i generał z powstania listopadowego) pt. Odpowiedź na list Szlachcica polskiego do Metternicha z daty 15 kwietnia 1846 roku co do ustępu od stronicy 36tej do 45tej, wydana w Paryżu.

 

W służbie carskiej

Jednak czas Wielopolskiego nadszedł – a pomogła mu w nim tak zwana odwilż posewastopolska, która zapanowała w Rosji.

Car Mikołaj I (1796–1855, panował w latach 1825–1855) to symbol ponapoleońskiej konserwatywnej reakcji, co wynikało z faktu, że na jego drodze do tronu stanęli liberalni oficerowie garnizonu petersburskiego w czasie tak zwanego powstania dekabrystów w 1825 roku. Stał więc na straży porządku ustalonego przez kongres wiedeński. Rosja miała wówczas opinię „żandarma Europy” i jej pierwszej potęgi militarnej do czasu, aż została pokonana podczas wojny krymskiej (1853–1854) i straciła Sewastopol. Konflikt pokazał, że armia rosyjska, jak i całe imperium, przespała wszelkie przemiany (społeczne, gospodarcze, militarne) po 1815 roku. To, że konflikt nie zakończył się gorszym rezultatem, rząd carski zawdzięczał nieudolności wyższej kadry alianckiej (sprawiedliwie mówiąc, to akurat głównie brytyjskiej). Nowy car, Aleksander II, wybrnął z kryzysowej sytuacji – Rosja może i przegrała militarnie, ale „wygrała” pokój zawarty w 1856 roku w Paryżu. Młody, nieco bardziej liberalny od ojca, Aleksander uznał, że najwyższy czas na zmiany – oczywiście takie, które nie naruszą carskiego samodzierżawia.

Jednym z warunków rozmów (ale nie samego traktatu) było zobowiązanie cara do „poprawy” losu Polaków żyjących w Królestwie Polskim. A było co poprawiać…

Po stłumieniu powstania listopadowego Mikołaj I postanowił zmienić system władzy w Królestwie Polskim. Za karę „polskich buntowszczyków” pozbawiono większości autonomii – skasowano konstytucję, oddzielny parlament, oddzielne wojsko, przywrócono granicę celną między Imperium a Kongresówką. W miejsce konstytucji wprowadzono w 1832 roku Statut Organiczny, który i tak był zawieszony w związku z obowiązującym od 1833 roku stanem wojennym. Osoba nowego namiestnika – zdobywcy Warszawy z 1831 roku Iwana Paskiewicza – również nie wróżyła nic dobrego. Taki stan rzeczy utrzymywał się do 1856 roku.

22 maja 1856 roku car przybył do Warszawy, gdzie na spotkaniu z polskimi elitami wypowiedział słynne słowa „Żadnych marzeń panowie!” (Point de rêveries, messieurs!). Wielkie nadzieje związane z młodym carem zaczęły gasnąć – zwłaszcza, że rozmawiał z Polakami po francusku, a nie po polsku, którego był uczony jako przyszły monarcha Królestwa Polskiego. Inna sprawa, że na Aleksandra II czekały dwa memoriały. Jeden Jana Jezierskiego, ze skromnymi prośbami o generalną amnestię, wprowadzenie wyboru sędziów oraz przywrócenie Uniwersytetu Warszawskiego. Drugi przygotował Wielopolski, który prosił jedynie o utworzenie jakiejkolwiek reprezentacji krajowej, choćby doradczej i reformę szkolnictwa. Żaden z tych memoriałów nie dotarł do Aleksandra. Może to i lepiej, albowiem Ignacy Turkułł (dyrektor kancelarii Sekretariatu Stanu Królestwa Polskiego przy carze) przygotował o wiele dalej idące propozycje, których car (podobno za podszeptem siostry, nieufającej Polakom) ostatecznie nie wdrożył.

Nie zmienia to faktu, że zniesiono stan wojenny, ogłoszono generalną amnestię dla przestępców politycznych, zaczęto wprowadzać drobne łagodzenie reżimu, możliwość działalności w innych sferach niż polityczna (gospodarka – Towarzystwo Rolnicze, edukacja – Szkoła Prawa oraz Akademia Medyko-Chirurgiczna), a nawet lekki samorząd terytorialny. Jednak nad wszystkim wciąż czuwał namiestnik, tym razem książę Michał Gorczakow. Był to przede wszystkim zawodowy wojskowy, weteran walk z Polakami. Nie wróżyło to nic dobrego. Napięcie narastało, w Warszawie rozpoczęły się manifestacje patriotyczne – pierwsza już w 1860 roku, podczas pogrzebu Katarzyny Sowińskiej, wdowy po obrońcy Woli z 1831 roku generale Józefie Sowińskim. 26 lutego 1861 roku doszło do manifestacji patriotycznej z okazji rocznicy bitwy pod Olszynką Grochowską (1831). Carskie wojsko na ulicę wyprowadził bez rozkazu dyżurny generał sztabu 1. Armii Czynnej, stacjonującej w Kongresówce. W wyniku przypadkowego trafienia tegoż generała kamieniem rosyjski dowódca wydał komendę „Ognia!”, wskutek czego zginęło 5 osób. Mimo wszystko obie strony starały się rozładować napięcie, doszło do konsultacji z Petersburgiem.

W tym zamieszaniu Wielopolski zaczął swoją pracę w nowo powstających organach samorządowych Królestwa. 6 marca został wezwany do księcia Gorczakowa, któremu przedłożył swoje propozycje: zatrzymanie procesu unifikacji z Kongresówki z Rosją, stworzenie organu ministerialnego do nadzoru nad edukacją, nowy podział administracyjny, wprowadzenie narodowego pierwiastka do urzędów oraz utworzenie organów reprezentacyjnych. Propozycje wysłano do Petersburga, ale wróciły w skromnej postaci – 27 marca Wielopolski został mianowany dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, reaktywowano również Radę Stanu o dość ograniczonych kompetencjach. Tylko na to car odpowiedział pozytywnie. Ale w ten sposób Wielopolski wszedł do gry i zaczął lansować swoje kolejne pomysły – stopniowe uwłaszczenie (poczynając od oczynszowania) chłopów, równouprawnienie Żydów. Co ciekawe, nie miał poparcia konserwatystów, tak zwanych białych, w tym dziele – ich przywódca Andrzej Zamoyski stał na stanowisku, że należy „brać i nie kwitować”. To, że lewica niepodległościowa, tak zwani czerwoni, nie popierali margrabiego, nie może dziwić – celem Wielopolskiego był najprawdopodobniej powrót do stanu z 1815 roku. Innymi słowy, godził się z niemożliwością powrotu do Polski w granicach z 1772 roku i to bez konkretnych decyzji w sprawie niepodległości, co dla wszystkich stronnictw było nie do przyjęcia.

Jednak wrzenie w Warszawie nie ustawało. Podczas kolejnej manifestacji patriotycznej, 8 kwietnia, garnizon rosyjski otworzył ogień do manifestantów. Do dziś nie wiadomo, ilu demonstrantów tak naprawdę zginęło – ofiary szacuje się na kilkuset zabitych i kilka tysięcy rannych. Mimo to Wielopolski kontynuował swoją działalność. Pomógł mu między innymi fakt, że książę Gorczakow ze względu na stan zdrowia przestał być namiestnikiem (zmarł niedługo potem), jego zaś trzej kolejni następcy – carscy generałowie Nikołaj Suchozaniet, Karol Lambert oraz Aleksandr Lüders – byli wyznaczeni jako pełniący obowiązki. Suchozaniet rozpoczął uspakajanie nastrojów typowo wojskową drogą, stosując represje, aresztowania czy nawet zamykanie kościołów, a jego następcy to kontynuowali. Ponieważ działania Wielopolskiego nie przynosiły uspokojenia sytuacji, 14 października Rosjanie wprowadzili na terenie Kongresówki stan wojenny (zrobił to Lambert). Sytuacja stała się patowa. Wielopolski uzależnił swoje pozostanie we władzach od spełnienia szeregu postulatów natury ustrojowej (zwiększenie autonomii). Lambert przesłał je do Petersburga, skąd przyszło wezwanie. Margrabia co prawda złożył dymisję, ale nie została przyjęta.

Podczas blisko półrocznego pobytu nad Newą oraz po licznych rozmowach z carem Wielopolski osiągnął sukces, może nie na miarę oczekiwań, ale jednak.

 

Naczelnik Rządu Cywilnego

W maju i czerwcu 1862 Aleksander II podpisał serię ukazów regulujących ustrój oraz stosunki społeczne w Królestwie Polskim. Powołano nowe władze administracyjne, dokonano równouprawnienia Żydów i chrześcijan, z urzędu oczynszowano chłopów. Aleksander rozszerzył również kompetencje namiestnika, powołując na to miejsce swego brata, wielkiego księcia Konstantego, znanego w Rosji liberała. Dokonano również podziału na władzę wojskową oraz cywilną – Naczelnikiem Rządu Cywilnego mianowano Wielopolskiego. Ten zaczął działać – na bazie wcześniejszych uczelni stworzył Szkołę Główną (dzisiejszy Uniwersytet Warszawski) oraz zainicjował wdrażanie swojej reformy rolnej. Jednak tu zadziałał zbyt zachowawczo – długi proces od czynszowania do uwłaszczenia połączony z wykupem ziemi był dobrym sposobem na drogę od feudalizmu do kapitalizmu wzorem Prus z 1812 roku, ale 50 lat wcześniej. Potrzeba było radykalniejszych rozwiązań – na co nawet car zwracał delikatnie uwagę.

Korzyści dotyczące autonomii nie przyniosły ani uspokojenia, ani popularności Wielopolskiemu. On sam przeżył przynajmniej dwa zamachy na swoje życie, jeden przeżył też wielki książę Konstanty, który starał się pogodzić interesy Romanowów z aspiracjami Polaków. W międzyczasie organ kierowniczy  „czerwonych” – Komitet Centralny Narodowy pod kierunkiem Stefana Bobrowskiego – postanowił dążyć do zbrojnego powstania. Mnożyły się różnego rodzaju spiski. Sytuacja była groźna, wielki książę Konstanty poprosił przywódcę  „białych”, Zamoyskiego, o wejście do rządu albo udzielenie mu moralnego poparcia. Zamoyski zgodził się pod niemożliwym do spełnienia warunkiem restytucji Królestwa Polskiego wraz z ziemiami zabranymi (czyli całego zaboru rosyjskiego od 1772 roku). Wielopolski postanowił za to rozbroić sytuację, wcielając spiskowców do wojska.

 

Branka

6 października 1862 roku w Dzienniku Urzędowym Królestwa Polskiego ogłoszono, że w związku z reformą rolną najbliższy pobór zostanie przeprowadzony na „wyjątkowych zasadach”. Trzeba zaznaczyć, że Polaków wcielanych do armii carskiej czekała długoletnia służba (do 1856 roku 25 lat, a później 15 lat), a władze starały się, żeby nie służyli na zachód od Dniepru (najczęstszym adresem był Kaukaz). Zazwyczaj pobór przeprowadzano na zwyczajowych zasadach – każdy okręg miał dostarczyć kontyngent rekrutów, obowiązywały też liczne zwolnienia (głównie dla bogatych), ale jeśli potencjalnych rekrutów było więcej, niż wymagano, zarządzano wśród nich losowanie. Pomysł Wielopolskiego polegał na tym, żeby wcielić do armii konkretne osoby (wstępnie około 8 tys. podejrzanych o spiskowanie, później ta liczba stopniowo rosła) na podstawie imiennych list przygotowanych przez Zygmunta Andrzeja Wielopolskiego (syna margrabiego) oraz oberpolicmajstra Warszawy podpułkownika Siergieja Muchanowa. Pobór miał zostać przeprowadzony na początku roku, głównie w miastach i miasteczkach. Długi czas oczekiwania miał jeden cel – Wielopolski chciał „świadomym” spiskowcom dać szansę ucieczki (wyjazdu za granicę). Zakładał, że większość z tego skorzysta, tych zaś, którzy zostaną, wcieli się do wojska. Nieliczni, którym udałoby się uniknąć obu rozwiązań, mogliby co najwyżej wywołać drobną ruchawkę, którą szybko się stłumi. Całe to rozwiązanie przeszło do historii Polski jako osławiona „branka”, aczkolwiek formalnie był to pobór, ale na szczególnych warunkach.

Branka rozpoczęła się w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 roku. Początkowo uznano ją za sukces (przebiegała spokojnie, brak było incydentów), jednak to był pozór – większość spiskowców uniknęła wcielenia. Mało tego – w dniach 10–12 stycznia Warszawę opuściło około tysiąca mężczyzn (bez przeszkód ze strony policji, a nawet z jej lekką pomocą), którzy schronili się w lasach i czekali na sygnał. Wielopolski nie osiągnął swojego celu. Tydzień później, w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku Komitet Centralny Czerwonych ogłosił się Tymczasowym Rządem Narodowym i jako taki zarządził wybuch powstania, a także całkowite uwłaszczenie chłopów.

„Wrzód pękł” – miał stwierdzić z ulgą Wielopolski. Raczej rozciął go sam margrabia, ale brudnym skalpelem, przez co wdało się zakażenie. Otóż zarówno brankę, jak i stłumienie ruchawki miała przeprowadzić rosyjska armia, która jakoś się do tego na początku nie paliła. Po pierwsze, sam „nadzwyczajny pobór” przeprowadzono stosunkowo łagodnie, po drugie, carska generalicja nie spieszyła się z szybkim stłumieniem powstania (choć były na to szanse). Przede wszystkim nie popierała dzieła Wielopolskiego, a i za carskim bratem nie przepadała. Generałowie liczyli na to, że po stłumieniu powstania wojskowi wrócą do gry i będą rządzić w Kongresówce (Rosja ma długą tradycję ingerencji resortów siłowych w rządy). Zresztą przeciągające się walki były okazją do osobistego wzbogacenia się oficerów i żołnierzy. Jak to w sprawie braku niszczenia oddziałów powstańczych szczerze powiedział generałowi Nikołajowi Krasnokutskiemu naczelnik okręgu piotrkowskiego pułkownik baron Teodor Raden: „Po co? Niech uciekają i formują się na nowo i występują jako nowe oddziały. My ich znowu przetrzepiemy, a potem znowu i znowu! Tymczasem zaś (wskazując na szyję) znajdzie się Władymir (order św. Włodzimierza) i może co innego!”. Argument o braku doświadczenia regularnej armii rosyjskiej w tępieniu partyzantki jest nie do końca prawdziwy, ponieważ przeszła ona w latach 1834–1859 dość dobrą szkołę w tej kwestii, tłumiąc bunt kaukaskich górali imama Szamila w Czeczenii i Dagestanie.

 

Upadek i śmierć

Od tego momentu Wielopolski mógł już tylko bezsilnie obserwować upadek swojego dzieła. Krew jako pierwszy wyczuł kanclerz Prus Otto von Bismarck, którego specjalny przedstawiciel zawarł 8 lutego 1863 roku porozumienie z Rosją o współpracy w tłumieniu powstania (tak zwana konwencja Alvenslebena). Wywołało to reakcję pozostałych mocarstw europejskich, które złożyły swoje projekty rozwiązania kwestii polskiej (tak zwane. noty kwietniowe i noty czerwcowe). Szczególnie urażony był cesarz Napoleon III, który wciąż pamiętał o zobowiązaniu carskim z 1856 roku, więc potraktował konwencję jako osobistą zniewagę. Zbliżenie francusko-rosyjskie oddaliło się o następne 30 lat.

Na wieść o notach „biali” w pełni przyłączyli się do powstania, ciesząc się z rychłej interwencji mocarstw zachodnich. „Czy flota anglofrancuska przybyła już pod Częstochowę?” – chłodno zareagował na te enuncjacje Wielopolski. Miał rację – w 1864 roku Napoleon III poinformował szczerze i brutalnie księcia Władysława Czartoryskiego, że powstanie wybuchło w złym momencie i jest już przegrane.

Wielopolski i wielki książę Konstanty próbowali jeszcze ratować, co się da – 12 kwietnia wyszedł ukaz o amnestii, zapowiadający dalsze reformy w Królestwie – pod warunkiem złożenia broni oraz zakończenia walk do 13 maja. Rząd Narodowy oraz wszystkie stronnictwa odrzuciły tę ofertę. Polityka Wielopolskiego poniosła klęskę, a on sam w czerwcu 1863 roku udał się na urlop zdrowotny i wyjechał za granicę, a 12 września został zdymisjonowany ze wszystkich stanowisk. Jeszcze we wrześniu tego samego roku wysłannik wielkiego księcia Konstantego zwrócił się do przebywającego w Paryżu Andrzeja Zamoyskiego z pytaniem, czy zechce objąć stanowisko Naczelnika Rządu Cywilnego i uspokoić sytuację. Zamoyski odmówił. W Petersburgu uznano, że droga do porozumienia jest zamknięta, i 31 października zatwierdzono złożoną przez wielkiego księcia sierpniowa dymisję. Zastąpił go o wiele bardziej nieprzejednany generał Fiodor Berg.

Ostatnie lata życia Wielopolski – zgorzkniały i pełen pretensji zarówno do Polaków, jak i Rosjan – spędził w Dreźnie, gdzie zmarł 30 grudnia 1877 roku. Jego zwłoki sprowadzono do kraju i pochowano w nekropolii ordynatów pińczowskich, czyli w kościele pod wezwaniem św. Ducha i Matki Boskiej Bolesnej w Młodzanach Małych.

 

Pamięć o Wielopolskim

Do historii przeszedł jako przegrany polityk, a przy tym współpracownik zaborcy, który złamał solidarny front polskiego ziemiaństwa wobec caratu. Czy słusznie? Na pewno przegrał, bo nie zrealizował swoich celów politycznych, ale obiektywnie rzecz biorąc, wszyscy byli przeciwko niemu. Otto von Bismarck miał stwierdzić: „Że myśmy nie życzyli powodzenia, a utrudniali dzieło Wielopolskiego, to łatwo zrozumieć, lecz że go Polacy nie poparli, to się nigdy nie da wytłumaczyć”. To jest chyba najlepsze wyjaśnienie tragizmu sytuacji margrabiego, no może się z nim równać fragment piosenki Margrabia Wielopolski napisanej przez Jerzego Czecha (w aranżacji muzycznej Przemysława Gintrowskiego):

(…) Jak pan robi to, Wasza Ekscelencjo
Że po każdej nienawidzą Cię stronie? (…)
Tyle pracy, panie hrabio, i na nic.
Nadaremna ta branka w rekruty
Będzie to, co ma być – my zwyczajni
Bój bez broni, katorga i knuty
Pan narodu, margrabio, nie zmienisz
Tu rozsądku rzadko się używa
A jedno, co naprawdę umiemy
To najpiękniej na świecie przegrywać (…)

 

Bibliografia

Bobrzyński M., Dzieje Polski w zarysie, Warszawa 1927, wyd. 4, t. 1–4.

Koźmian S., Pisma polityczne, Kraków 1903.

Mażewski L., Aleksander Wielopolski. Próba ustrojowej rekonstrukcji Królestwa Polskiego 1861–1862, Warszawa 2012.

Mażewski L., Oblany egzamin z polityki. O narodzinach, istnieniu i upadku państwa polskiego w latach 1806–1874, Warszawa 2016.

Mażewski L., Powstańczy szantaż: od Konfederacji Barskiej do stanu wojennego, Warszawa 2001.

Powstanie styczniowe 1863-1864. Aspekty militarne i polityczne, Materiały z sympozjum pod redakcją naukową prof. dr. hab. Janusza Wojtasika, Warszawa 1994.

Powstanie styczniowe 1863–1864. Wrzenie. Bój. Europa. Wizje, red. S. Kalembka, Warszawa 1990.

Spasowicz W., Literacki i polityczny spadek po A. Wielopolskim, Poznań 1880.

Stankiewicz Z., Dzieje wielkości i upadku Aleksandra Wielopolskiego, Warszawa 1967.

Źródła internetowe

Lisicki H., Aleksander Wielopolski 1803–1877, Kraków 1878–1879, t. 1–4, https://polona.pl/search/?query=%22aleksander_wielopolski_:_1803%22&filters=public:1 (dostęp: 20.11.2022).

Publikacje Aleksandra Wielopolskiego w zbiorach Biblioteki Narodowej, https://polona.pl/search/?filters=category:books,creator:%22Wielopolski,_Aleksander_(1803–1877)%22,public:0,hasTextContent:0 (dostęp: 20.11.2022)